Tekst PRZYPADKOWE PRZEZNACZENIE
był czytany 1388 razy
PRZYPADKOWE PRZEZNACZENIE
To, na ile przypadek, a na ile przeznaczenie, decyduje o naszym losie, zawsze fascynowało człowieka. Piękne rozważania na ten temat zawarł w swoim filmie Kieślowski. Ale wniosek jaki z niego płynął, zdawał się brzmieć: wszystko jest przypadkiem. To, czy będziemy porządni, lub to, czy się sprzedamy, nie zależy od nas samych.
Czy jednak tak jest naprawdę? Na to pytanie, jak sądzę, nikt nie potrafi udzielić odpowiedzi. Największy problem tkwiłby w przeprowadzeniu dowodu. Dlatego też nasza wiara, w którąś z tych teorii, zawsze będzie pozbawiona racjonalnych podstaw. A może raczej będzie jedynie wypadkową naszych osobistych doświadczeń.
Gdyby zaś ktoś zapytał mnie, do której strony przychylam się, miałbym kłopot z odpowiedzią wprost na takie pytanie. Mogę to jednak zrobić na podstawie dwóch prywatnych historii mojego życia.
Kiedy zdałem do klasy maturalnej, zakochałem się w pewnej osobie. A ponieważ obiekt mojego uczucia uwielbiał czytać wiersze, ja zacząłem je pisać. Nie robiłem tego nigdy wcześniej, ani nawet nie ciągnęło mnie w tym kierunku. I choć piszę je po dziś dzień, nie mam pojęcia, czy napisałbym choć parę wersów, bez owej miłości.
Wielu może stwierdzić, że to normalne, bo to wÅ‚aÅ›nie pani „M†jest od tysiÄ™cy lat podstawÄ… poezji. Ale w moim przypadku ono zdeterminowaÅ‚o Å‚adnych parÄ™ lat mojego życia. Bo choć jedna miÅ‚ość siÄ™ skoÅ„czyÅ‚a, to kolejne braÅ‚y poczÄ…tek z tych wierszy. I mimo, że jestem z usposobienia bardzo wesoÅ‚y, to zaczÄ…Å‚em przez wielu być postrzegany jako nieuleczalny melancholik. Każda zaÅ› nastÄ™pna dama mego serca, po prostu wymagaÅ‚a ode mnie tworzenia dla niej poezji, nie mniej piÄ™knej, jak dla ich poprzedniczek. Gdyby ktoÅ› wiÄ™c zapytaÅ‚, czemu piszÄ™ wiersze, z czystym sumieniem mógÅ‚bym odpowiedzieć: „przez przypadekâ€. Choć pewnie byÅ‚o w tym i przeznaczenie.
Moja maturalna miłość przeminęła wraz z początkiem studiów. Nie będę tu wnikał dlaczego i jak dużo było w tym przypadku. Można jedynie powiedzieć, że po prostu oboje jeszcze nie dorośliśmy do uczucia. Rozstanie (oraz kilka wydarzeń, które nastąpiły potem) było raczej mało przyjemne.
Kilka lat później oboje znaleźliśmy się w takim momencie życia, który sprzyja już podejmowaniu poważnych decyzji. I oto nagle dostałem od niej list. Bardzo sympatyczny, tłumaczący dawne nieporozumienia.
Nie wiedziałem, jak na ten list odpowiedzieć. Z jednej strony nie chciałem odrzucać tej oliwnej gałązki, a z drugiej, nie bardzo wiedziałem, w jakim celu została ona wysunięta. Swoją odpowiedź układałem przez kilka dni, tak by jej nie zrazić, lecz by również nie powiedzieć za dużo.
Mój list był dość obszerny i pisałem go parę razy na nowo. W końcu postanowiłem go wysłać. Włożyłem kartki do koperty, nakleiłem znaczki. W miejscu nadawcy, wpisałem po prostu: Jacek. Wychodziłem akurat do swojego przyjaciela na wino, więc wziąłem list ze sobą i wrzuciłem po drodze do skrzynki.
Gdy wracałem do domu, w świetnym humorze, spojrzałem na skrzynkę. I nagle uświadomiłem sobie jedną rzecz: nie zaadresowałem listu! Z przerażeniem pomyślałem, że będę go musiał pisać raz jeszcze. Ale potem przyszło zastanowienie i stwierdziłem, że moja nieuwaga nie może być przypadkiem. Tak po prostu miało być. Takie było przeznaczenie tego listu, że nigdy nie miała go przeczytać osoba, do której go napisałem.
W ten sposób historia mojej maturalnej miłości zakończyła się definitywnie. Niedługo potem podjąłem ważne, życiowe decyzje, wiążąc się z moją przyszłą żoną. Jednak już w tamtej chwili, gdy wynajęliśmy razem pierwsze mieszkanie, wiedziałem, jaki przypadek mi w tym pomógł. I to prawie piętnaście lat przed moimi oświadczynami.
To był początek 83-go. Rok wcześniej zacząłem uczęszczać na nadobowiązkową naukę angielskiego. Moja szkoła bardzo się o to postarała, rodzice płacili grosze. Udało się to dzięki jakimś personalnym powiązaniom między wicedyrektorką szkoły i nauczycielem angielskiego.
Ale właśnie rok później, nauczyciel został aresztowany za działalność opozycyjną. Po prostu pośliznął się na śniegu, gdy przechodził obok milicyjnego patrolu. Z chlebaka wysypały mu się ulotki oraz podziemna prasa. Gdyby nie ta jego chwila roztargnienia, albo strachu na widok stróżów władzy ludowej, ja mógłbym nie poznać własnej żony... Ale, po kolei.
Lekcje angielskiego się skończyły. Dzieci zamożniejszych rodziców kontynuowały naukę języka prywatnie. Moich nie było na to stać, ponadto dyrekcja szkoły obiecywała, że postara się znaleźć zastępstwo. Nie udało się. W szkole średniej trafiłem do klasy z językiem niemieckim.
W roku dziewięćdziesiÄ…tym drugim braÅ‚em udziaÅ‚ w olimpiadzie „wosowskiejâ€. ByÅ‚em już o centymetr od finaÅ‚u, który dawaÅ‚ mi automatycznie indeks na studia. Lecz wtedy dostaÅ‚em pytanie, które wymagaÅ‚o, dość podstawowej zresztÄ…, znajomoÅ›ci jÄ™zyka angielskiego. OdpadÅ‚em.
Gdyby nie ten fakt, w nastÄ™pnym roku nie braÅ‚bym już udziaÅ‚u w kolejnej olimpiadzie, tym razem z historii parlamentaryzmu polskiego (w dziewięćdziesiÄ…tym trzecim przypadaÅ‚a akurat „pięćsetna rocznica powstania sejmuâ€) Tu też mogÅ‚em zdobyć wjazd bez egzaminów na upragniony kierunek. I dopiero tutaj poznaÅ‚em mojÄ… przyszÅ‚Ä… żonÄ™. Od poczÄ…tku miÄ™dzy nami zaiskrzyÅ‚o, aż za mocno nawet. Przez kolejnych kilka lat siÄ™ nie widywaliÅ›my, aż wreszcie staÅ‚o siÄ™ coÅ›, co przypadkiem nie byÅ‚o. Ale to już temat na innÄ… historiÄ™.
Czy więc sądzę, że moje małżeństwo powstało z przypadku? Nie. I mówię tak nie tylko dlatego, że według mnie, jesteśmy z moją żoną wprost dla siebie stworzeni.
Bo to prawda, że bezpośrednio o moim barku awansu do olimpiady „wosowskiej†zadecydowała nieznajomość języka angielskiego. I faktem jest, że do czasu, gdy zacząłem się ponownie spotykać z moją żoną, nie zetknęliśmy się nigdzie indziej przypadkiem, choć nie unikaliśmy tych spotkań. Tak się po prostu złożyło i gdyby nie wspólne uczestnictwo w olimpiadzie, mógłbym jej nawet nigdy nie zobaczyć!
Ale wiem również, jaki dziwny przypadek sprawił, że odpowiedziałem na inne pytanie w tej „wososkiej†olimpiadzie. Gdyby on się nie zdarzył, na nic zdałaby się moja znajomość angielskiego. I tak bym odpadł.
Może więc jeden przypadek po prostu wyrównał „skutki†innego, a rezultat (czyli ilość punktów uzyskanych przez mnie) i tak byłby ten sam? I to w kolejnym roku zmuszałoby mnie do startu w „parlamentaryzmie�. A tam poznałbym swoją przyszłą żonę...
Może więc przeznaczenie jest tylko przypadkiem?
Może więc te wszystkie przypadki, nie były niczym innym, jak przeznaczeniem?
A może naszym przeznaczeniem jest przypadek?