Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
39756 osoby czytały to 537250 razy. Teraz jest 1 osoba
      1 użytkowników on-line
     Tekst KWESTIA HONORU
     był czytany 1385 razy

KWESTIA HONORU

   - Na pewno nam sprzeda tÄ™ czÄ™stotliwość? – Jean poluzowaÅ‚ krawat.
   - Ależ oczywiÅ›cie – zapewniÅ‚ go mój szef. – To stary, schorowany czÅ‚owiek, który potrzebujÄ™ pieniÄ™dzy na lekarstwa.
   - To po co umówiÅ‚ siÄ™ z nami w tym dziwnym miejscu? – pokazaÅ‚ za okno. – Nie rozumiem dlaczego nie mogliÅ›my zaÅ‚atwić sprawy w biurze.
   Tak, to byÅ‚a zagadka, dlaczego rotmistrz Jerzy Walewski Å›ciÄ…gnÄ…Å‚ nas tu. Jak okiem siÄ™gnąć same Å‚Ä…ki, za którymi wiÅ‚a siÄ™ Bzura. W to miejsce przyprowadziÅ‚a nas jedynie polna droga. ZresztÄ… nie mieliÅ›my pewnoÅ›ci, czy to jest wÅ‚aÅ›ciwe miejsce. Nie byÅ‚o tu żadnego charakterystycznego znaku, choćby drzewa czy kamienia. PoÅ‚ożenie tego miejsca ustaliliÅ›my wyÅ‚Ä…cznie na podstawie mapy. WyznaczaÅ‚y je dane od rotmistrza, 19 stopni i 20 minut dÅ‚ugoÅ›ci wschodniej oraz 52 stopnie i 6 minut szerokoÅ›ci północnej.
   - Co ta za pomnik mijaliÅ›my po drodze?
   - Nie wiem – wzruszyÅ‚ ramionami mój szef. – Może Jacek bÄ™dzie wiedziaÅ‚? – zwróciÅ‚ siÄ™ do mnie.
   - To pomnik bitwy nad BzurÄ….
   - WygraliÅ›cie?
   - PoczÄ…tkowo tak...
   - Ale ostatecznie nie – pokiwaÅ‚ ze zrozumieniem gÅ‚owÄ…. – To jest wÅ‚aÅ›nie u was najdziwniejsze. Im wiÄ™ksze baty dostaniecie, tym bardziej to Å›wiÄ™tujecie. Boże, jak jest gorÄ…co – usiÅ‚owaÅ‚ wachlować siÄ™ gazetÄ…, ale jego koszula już dawno pokryÅ‚a siÄ™ plamami potu. – Czy to warto tak siÄ™ byÅ‚o tu tÅ‚uc? – zwróciÅ‚ siÄ™ do mojego szefa.
   - MyÅ›lÄ™, że tak. Ta jego czÄ™stotliwość obejmujÄ™ caÅ‚Ä… poÅ‚udniowÄ… WarszawÄ™, z Piasecznem, Konstancinem, aż po GórÄ™ KalwariÄ™. Tam mieszkajÄ… najlepiej zarabiajÄ…cy w tym mieÅ›cie.
   - I pomyÅ›leć, że to jego radio... jak ono siÄ™ nazywa?
   - „Nadzieja” – podpowiedziaÅ‚em.
   - No wÅ‚aÅ›nie, ta „Nadzieja” nadajÄ™ tylko dwa dni w tygodniu, po kilka godzin. Co za marnotrawstwo! – obruszyÅ‚ siÄ™. – Co tam w ogóle leci?
   - AudycjÄ™ dla kombatantów.
   - A z czego ono siÄ™ utrzymujÄ™?
   - Z jego emerytury.
   - To za co on wykupiÅ‚ koncesjÄ™?
   - To stacja spoÅ‚eczna, takie koncesjÄ™ sÄ… bardzo tanie.
   - Nie zawracaj Jeanowi gÅ‚owy – burknÄ…Å‚ mój szef, choć przecież odpowiadaÅ‚em tylko na pytania naszego zagranicznego zwierzchnika.
   Doskonale rozumiaÅ‚em powód jego zdenerwowania. Rotmistrz Jerzy Walewski doprowadzaÅ‚ go od jakiegoÅ› czasu do takiej pasji, że mówienie o wÅ‚aÅ›cicielu radia „Nadzieja” bez odrobiny pogardy, byÅ‚o dla niego niezrozumiaÅ‚e. Kiedy dowiedziaÅ‚ siÄ™ pół roku temu, że tak Å‚akoma czÄ™stotliwość jest w posiadaniu jakiegoÅ› emeryta-pasjonata, od razu obiecaÅ‚ Jeanowi, że zaÅ‚atwi jÄ… dla naszej rozgÅ‚oÅ›ni. MyÅ›laÅ‚, że jak rotmistrz usÅ‚yszy o kwocie pięćdziesiÄ™ciu tysiÄ™cy „odstÄ™pnego”, to jeszcze go z wdziÄ™cznoÅ›ci pocaÅ‚ujÄ™ w rÄ™kÄ™. Ale staruszek zadaÅ‚ mu na spotkaniu tylko kilka pytaÅ„ i nastÄ™pnie oÅ›wiadczyÅ‚, że nie bÄ™dzie rozmawiaÅ‚ z kimÅ›, kto nie ma pojÄ™cia o drugiej wojnie Å›wiatowej.
   Przez nastÄ™pnych kilka miesiÄ™cy Walewski nie chciaÅ‚ sÅ‚yszeć o jakiejkolwiek rozmowie. Mój szef chodziÅ‚ jak struty i najchÄ™tniej nie odpowiadaÅ‚by w ogóle na pytania Jeana o obiecanÄ… czÄ™stotliwość. Wreszcie wpadÅ‚ na pomysÅ‚, żebym to ja zadzwoniÅ‚ do rotmistrza. WiedziaÅ‚, że historia jest mojÄ… pasjÄ…, ale na wszelki wypadek kupiÅ‚ mi kilka książek o ostatniej wojnie. DostaÅ‚em nawet tygodniowy urlop okolicznoÅ›ciowy, żeby je dokÅ‚adnie przeczytać. WiedziaÅ‚em, że nie jest to konieczne, bo staruszek zadaÅ‚ szefowi kilka bardzo podstawowych pytaÅ„, ale w jego mniemaniu byÅ‚a to wiedza tajemna.
   Urlop wykorzystaÅ‚em chÄ™tnie, książki przeczytaÅ‚em. ZadzwoniÅ‚em to rotmistrza. BaÅ‚em siÄ™, że odÅ‚oży sÅ‚uchawkÄ™, wiÄ™c od razu po przedstawieniu mu siÄ™ powiedziaÅ‚em, że jestem gotów do odpowiedzi na każde jego pytanie. ZgodziÅ‚ siÄ™ ze mnÄ… spotkać. Podczas mojej wizyty w jego ursynowskim mieszkaniu (w kilkunastopiÄ™trowym bloku, na którego dachu powiewaÅ‚a dumnie polska flaga, zaopatrzona w znak Polski WalczÄ…cej) okazaÅ‚o siÄ™ również, że mamy inne wspólne hobby. ByÅ‚y nim konie, do których pasjÄ… zaraziÅ‚a mnie kilka lat temu jedna z moich byÅ‚ych dziewczyn. Rotmistrz byÅ‚ uÅ‚anem i mógÅ‚ rozprawiać o tych zwierzÄ™tach godzinami. ZnaÅ‚ siÄ™ chyba też z każdÄ… stadninÄ… w Polsce...
   - Masz coÅ› do jedzenia? – zapytaÅ‚ szef, spoglÄ…dajÄ…c Å‚akomie na mój duży plecak.
   - Nie.
   - To co ty tam masz?
   - Kilka drobiazgów.
   OdwiedziÅ‚em Walewskiego jeszcze kilkukrotnie. Podczas tych wizyt niemal zaprzyjaźniliÅ›my siÄ™, dlatego poradziÅ‚em mu, żeby podniósÅ‚ cenÄ™ za odstÄ…pienie koncesji. On siÄ™ tylko uÅ›miechnÄ…Å‚ i zapytaÅ‚, czy muszÄ™ pracować tam, gdzie dotychczas. Bo jego znajomy ma bardzo dużą stajnie niedaleko Warszawy i chciaÅ‚by zatrudnić kogoÅ› od marketingu. Å»eby go nie zrażać powiedziaÅ‚em, że rozważę jego propozycjÄ™.
   Wtedy też udaÅ‚o mi siÄ™ go namówić na rozmowÄ™ z moimi bossami. Mój szef maÅ‚o siÄ™ nie posikaÅ‚ ze szczęścia. Jeanowi wytÅ‚umaczyÅ‚ wtedy, że stary to dziwak, który nie wiadomo czemu akurat mnie polubiÅ‚. Poza tym mówi tak archaicznÄ… polszczyznÄ…, że trudno go zrozumieć...
   - Strasznie siÄ™ spóźnia – Jean zerknÄ…Å‚ niecierpliwie na zegarek – WydawaÅ‚o mi siÄ™, że ludzie starej daty sÄ… raczej punktualni... – dokoÅ„czyÅ‚ już ze wzrokiem utkwionym w jakimÅ› punkcie za naszymi plecami.
   OdwróciliÅ›my siÄ™ i ujrzeliÅ›my chmurÄ™ pyÅ‚u, która caÅ‚y czas siÄ™ powiÄ™kszaÅ‚a. A gdy byÅ‚a już caÅ‚kiem spora, zamieniÅ‚a siÄ™ w rotmistrza, jadÄ…cego na koniu. Walewski byÅ‚ wyprężony jak struna i nie widać po nim byÅ‚o jego osiemdziesiÄ™ciu kilku lat. ZwÅ‚aszcza, że jego mundur wyglÄ…daÅ‚ jak nowy. Za jego koniem stÄ…paÅ‚ dostojnie drugi osiodÅ‚any rumak. Dopiero kiedy ta „kawalkada” zatrzymaÅ‚a siÄ™ przy nas, rotmistrz chwyciÅ‚ za uzdÄ™ luzaka.
   - Rotmistrz Jerzy Walewski... – zaczÄ…Å‚ siÄ™ przedstawiać, nie zsiadajÄ…c z konia. RobiÅ‚ to po francusku, wymieniajÄ…c również numer swojego puÅ‚ku i w skÅ‚ad jakiego zgrupowania wchodziÅ‚. Nie zapomniaÅ‚ przy tym o ostatnim przydziale sÅ‚użbowym i nazwisku dowódcy. – Przepraszam za spóźnienie...
   - Ależ to bez znaczenia – odpowiedziaÅ‚ Jean, który razem z moim szefem patrzyli na rotmistrza, jak na jarmarcznego cudaka.
   - PozwolÄ™ nie zgodzić siÄ™ z panem. Moje spóźnienie ma znaczenie i to bardzo duże – zaprzeczyÅ‚ rotmistrz.
   Wtedy już wszystko byÅ‚o dla mnie jasne. UsiadÅ‚em na siedzeniu samochodu i wziÄ…Å‚em do rÄ™ki mój plecak. OtworzyÅ‚em go i zaczÄ…Å‚em wydostawać jego zawartość. W tym czasie rotmistrz kontynuowaÅ‚ swojÄ… mowÄ™, która przykuwaÅ‚a caÅ‚y czas uwagÄ™ Jeana i szefa.
   - To jest szalenie ważne. Gdyby paÅ„ski kraj – zwróciÅ‚ siÄ™ do Jeana – nie spóźniÅ‚ siÄ™ z pomocÄ… dla Polski, nie zginęłoby wiele milionów ludzi. Hitler byÅ‚ od waszej strony zupeÅ‚nie bezbronny. Ale wy woleliÅ›cie schować siÄ™ za tÄ… waszÄ… liniÄ… Maginota i robić sobie te swoje pokojowe manifestacjÄ™, które kosztujÄ… Å›wiat tak wiele istnieÅ„. To wam zresztÄ… zostaÅ‚o do tej pory. Tu, nad tÄ… rzekÄ… – pokazaÅ‚ na wstÄ™gÄ™ Bzury – mogliÅ›my wygrać bitwÄ™, gdybyÅ›cie ruszyli tylko swoje Å›mierdzÄ…ce, francuskie tyÅ‚ki i zmusili do wycofania Niemców choćby kilku dywizji.
   - Ale o co panu chodzi? Czy mam pana przepraszać za marszaÅ‚ka Petaina?
   - Nie, zwÅ‚aszcza, że biedny, gÅ‚upi Petain nie miaÅ‚ wtedy nic do gadania – rotmistrz wykazaÅ‚ siÄ™ lepszÄ… znajomoÅ›ciÄ… historii Francji niż jej obywatel.
   - To po co pan siÄ™ ze mnÄ… spotkaÅ‚? Nie chcÄ™ pan nam odsprzedać czÄ™stotliwoÅ›ci?
   - Nie.
   - Dlaczego?
   - To kwestia honoru. I tak pan nie zrozumie.
   - To po co pan nas tutaj Å›ciÄ…gaÅ‚?
   - Pana kolega – pokazaÅ‚ ruchem gÅ‚owy na mojego szefa – nie dajÄ™ mi spokoju od pół roku. CiÄ…gle wierzy, że odstÄ…pienie miejsca w eterze, to tylko sprawa pieniÄ™dzy. Mam nadziejÄ™, że to przedstawienie, da panom jasno do zrozumienia, że nie mam ochoty na żadne targi. No jak, chÅ‚opcze, jesteÅ› już gotowy? – zwróciÅ‚ siÄ™ do mnie.
   - Tak jest, panie rotmistrzu.
   OminÄ…Å‚em zdumionych byÅ‚ych zwierzchników, którzy nie zauważyli, że za ich plecami przebieram siÄ™ w strój do jazdy konnej. ZabraÅ‚em go na wyraźne życzenie Walewskiego, choć raczej spodziewaÅ‚em siÄ™, że po transakcji zabierze mnie do którejÅ› z zaprzyjaźnionych stadnin. WsiadÅ‚em na luzaka i pogalopowaliÅ›my przez Å‚Ä…ki.
   ZatrzymaliÅ›my siÄ™ dopiero na niewielkim wzniesieniu, ostatnim, które dawaÅ‚o możliwość zobaczenia samochodu. Chociaż minęły już ponad dwie minuty, Jean i mój szef stali wciąż w tych samych pozach. Francuz pewnie przeklinaÅ‚ dzieÅ„, w którym zesÅ‚ano go do tego zwariowanego kraju. Mój szef pewnie przeklinaÅ‚ mnie, bÄ™dÄ…c pewnym, że sam to ukartowaÅ‚em. Ale żaden z nich nie byÅ‚ w stanie zrozumieć tego, co siÄ™ staÅ‚o.
   Bo to kwestia honoru.
   
   

Komentarze czytelników