Tekst K.I.
był czytany 1360 razy
K.I.
- I co ja mam zrobić? – zapytała zapłakana Marta.
- Jacek z nim porozmawia – postanowiła moja żona
Nie protestowałem, bo historia opowiedziana nam przez żonę Waldka, brzmiała bardzo intrygująco. Jej „ślubny†wprawdzie nigdy nie należał do zbyt poważnych ludzi, ale to, co teraz wyprawiał, graniczyło już zdecydowanie z szaleństwem. A ponieważ bardzo lubiliśmy Martę, postanowiliśmy jej pomóc.
Prawie wszyscy, łącznie z nami, bardzo dziwili się jej, że zdecydowała się wyjść za Waldka. Ona bardzo uporządkowana i staranna, on bałaganiarz i szaławiła. Ona spokojna i stonowana, on błyskotliwy i złośliwy aż do bólu. Ona wciąż pracowała w tej samej firmie od sześciu lat, on co pół roku rzucał kolejną robotę, kiedy tylko stwierdzał, że go nie szanują. I choć ona bardzo lubiła jego szaleństwo, to wstrzymywała się z decyzją o zajściu w ciążę, czekając, aż mąż się trochę ustatkuje. Bezskutecznie.
- I mówisz, że on siedzi cały czas przed komputerem i nic więcej nie robi? – upewniłem się.
- Tak – przytaknęła Marta. – Na dodatek mówi, że mu za to dobrze zapłacą, jak się interes trochę rozwinie. I nie ma zamiaru szukać nowej pracy. A ja wiem, że on tylko komentuje artykuły na wszystkich możliwych portalach. Dawniej robił to jedynie wieczorami, po pracy, ewentualnie jak nigdzie chwilowo nie pracował, to w ciągu dnia. Zresztą, podejrzewam, że z ostatniej firmy usunęli go właśnie wyłącznie za to, że niczym innym się nie zajmował.
Następnego dnia, po wcześniejszych telefonicznych zapowiedziach, wpadłem do Waldka po południu. Bardzo się ucieszył.
- Fajnie, że jesteś. Miałem cię prosić o pomoc w napisaniu oferty handlowej.
- Czyjej oferty?
- Mojej firmy... To znaczy ona formalnie jeszcze nie istnieje, założę ją, gdy będę miał więcej zleceń.
- Ja właśnie w tej sprawie. Czy jesteś pewien, że z tym biznesem to jest dobry pomysł?
- Czuję, że musiała was odwiedzić Marta? – domyślił się.
- To prawda.
- Gdyby wszyscy myśleli tak, jak ona, nic nowego by nie powstało na tym świecie. A to jest unikalny i genialny pomysł na biznes. Ona nic nie rozumie.
- To może mi wytłumaczysz...
- Jestem K.I.
Równie dobrze mógłby oświadczyć, że nazywa się E.T. i chce wrócić do domu. Waldek chyba sobie z tego zdawał sprawę, bo zaczął tłumaczyć:
- Zawsze miałem cięty język i kiepsko na tym wychodziłem. Nieraz mnie przez to wywalali z roboty. Jak coś usłyszę i przeczytam, to nie mogę się powstrzymać, żeby tego nie skomentować. Dopóki czytałem tylko gazety i oglądałem telewizję, nie było z tym problemu. Mogłem sobie pogadać pod nosem i tyle z tego miałem. Ale od czasu jak „odkryłem†dla siebie internet, pomyślałem, że tak musi wyglądać moje niebo.
- Czemu?
- Przecież tam właściwie można skomentować wszystko i w dodatku anonimowo. Początkowo się ograniczałem, bo w domu i w pracy nie miałem sztywnego łącza. Ale od czasu, jak mój szef zainwestował w firmową sieć, to już nic nie było w stanie mnie ograniczyć, nawet godziny pracy. Nie wiedziałem tylko, że szef zainwestował też w monitorowanie czasu przebywania w sieci przez swoich pracowników.
- I dlatego straciłeś robotę?
- Ale znalazłem nową. Jestem K.I. – oświadczył ponownie. Równie szybko zorientował się, że nic mi to nadal nie mówi. – Zaczęło się od znajomego, który wdał się w politykę. Jego partia miała słabe notowania wśród internautów, za to dużo pieniędzy. Wiedząc o moim hobby, zaproponował mi komentowanie newsów na wszystkich większych portalach. Oczywiście, zgodnie z linią jego partii.
- Czekaj, czekaj, to znaczy, że K.I. to jest...
- Komentator Internetowy.
- Rewelacyjny zawód – powiedziałem z niekłamanym podziwem. – Ale myślisz, że przyszłościowy?
- Stary, jak najbardziej. Internet staje się powoli głównym źródłem wiedzy. A ponieważ w Polsce nie ma żadnych prawdziwych autorytetów, ludzie wierzą w komentarze wypisywane pod artykułami, jako obiektywny głos ludu. Teraz na przykład obsługuję film, który ma fatalne recenzje. Ale w każdym miejscu sieci, pod jego opisem, przeważają pozytywne opinie widzów, którym on się co najmniej podobał, albo nawet byli nim zachwyceni. Wszystkie mojego autorstwa – wypiął dumnie pierś, jakby oczekiwał przypięcia medalu.
- Moment, czy to nie jest czasem... – wymieniłem tytuł filmu, a on pokiwał twierdząco głową. – A już miałem na niego iść, bo zachęcały mnie te komentarze.
- Strata czasu, stary. Straszna szmira. Wiem, co mówię, bo musiałem go obejrzeć – zabębnił palcami w blat stołu. – To jak, pomożesz mi stworzyć ofertę?
Obiecałem, że się zastanowię i pożegnałem się.
Być może wielu Was zdziwi, że nie uznaÅ‚em Waldka za wariata i uwierzyÅ‚em w jego nowy zawód. Dla mnie jednak jest on czymÅ› normalnym, zgodnym z logikÄ… rozwoju zdarzeÅ„. ByÅ‚em bowiem w Polsce przy narodzinach techniki marketingowej, rodem z Zachodu, polegajÄ…cej na wyÅ‚apywaniu wÅ›ród mÅ‚odzieży tzw. dusz towarzystwa (w fachowym jÄ™zyku „liderów opiniiâ€). To oni, za odpowiednim wynagrodzeniem, chodzÄ… na imprezy i namawiajÄ… rówieÅ›ników, w sposób jak najbardziej naturalny, do palenia odpowiednich marek papierosów, picia wÅ‚aÅ›ciwych napojów, ubierania siÄ™ w okreÅ›lone marki strojów.
Dlatego warto mieć świadomość że opinie, które czytamy i słyszymy, są bardzo rzadko naprawdę niezależne. A najczęściej, to po prostu dobrze opłacona reklama, która atakuje nas ze stron, z których się tego jeszcze nie spodziewamy.
A jedyną metodą obrony, jest próba samodzielnego myślenia. Bez oglądania się na opinię innych.