Tekst PISARZ MARNOTRAWNY
był czytany 1400 razy
PISARZ MARNOTRAWNY
- Wiedziałem! – uśmiechnął się zadowolony Max. – Wiedziałem że tak będzie.
- Przepraszam, o czym wiedziałeś? – zapytałem zdziwiony.
- Wiedziałem, że to się tak skończy.
Spojrzał na mnie tryumfalnie, najwyraźniej zadowolony z faktu, że wciąż nie mam pojęcia, o co mu chodzi. Teraz miałem dwa wyjścia. Albo zacząć się dopytywać i przez następne pół godziny nie dowiedzieć się niczego albo udać, że wiem wszystko i wyciągnąć dość szybko informacje z Maxa.
Nie było to zadanie łatwe. Max zawsze słynął z tajemniczości i tego, że mało kto był go w stanie zrozumieć. Poznałem go jeszcze za moich studenckich czasów, gdy bywałem w różnych środowiskach młodoliterackich. Niektórzy twierdzili, że jest obiecującym pisarzem z niezwykłą frazą, tylko jeszcze szuka tematu. Chyba nie znalazł go do tej chwili. Gdy nawiązaliśmy kontakt, za pośrednictwem mojego bloga, po niemal ośmiu latach przerwy, wciąż twierdził, że zbiera materiały do swojej książki. Teraz, po kolejnych dwóch latach, nic się nie zmieniło w tym temacie.
- W porządku, miałeś rację – przyznałem niechętnie. – Czy tylko to chciałeś mi powiedzieć, czy coś jeszcze?
- Mam dla ciebie propozycję, bo może to tylko chwilowe. Chociaż trwa już grubo ponad pół roku – uśmiechnął się złośliwe. Sprawdzał mnie, czy naprawdę uwierzył, że wiem, o co mu chodzi?
- Wiesz, co na to poradzić?
- No tak dokładnie, to nie wiem – stropił się trochę. – Ale wiem, co zrobić, żeby się nie powtórzyło.
- No to mów.
- Jak to się skończy, to przyjdź do mnie – chyba naprawdę wierzył, że wiem, o co mu chodzi.
- A jak poznam, że to już koniec? Bo wiesz, może mi się wydawać, że to już, a okaże się, że jeszcze nie...
- To proste. Zanim napiszesz kolejne opowiadanie przyjdź do mnie i to obgadamy.
No wreszcie! Chyba zaczynałem rozumieć w czym rzecz. Wypiłem łyk piwa i rozejrzałem się po pubie, w którym siedzieliśmy. Moja mina miała sugerować Maxowi, że nad czymś intensywnie myślę.
- A co ty mi możesz zaoferować?
- Swoją frazę. Wiesz przecież, że wiele osób uważa ją za niepowtarzalną.
- To czemu jej nie wykorzystujesz?
- Nie bądź złośliwy. Przecież wiesz, że brak mi tematu. Pomyśl, jakim strasznym marnotrawstwem jest twoje pisanie!
- Marnotrawstwem?
- Ależ oczywiście! Napisałeś siedemdziesiąt pięć krótkich opowiadań. Dla kilku z nich to wystarczająca forma. Ale przygniatająca większość, to po prostu marnowanie tematu. Z pięćdziesięciu z nich dałoby się zrobić kilkudziesięciostronicowe opowiadania. Trzy, cztery takie opowiadania to już może być książka. Czyli w sumie paręnaście książek! – bardzo zapalił się do swoich słów. – A to nie wszystko. Z kilkunastu opowiadań dałoby się wykroić stuparudziesięciostronicową książkę. A kilka, na przykład „Uśmiech Magdy†to niemal gotowe, grube powieści!
- Jakim cudem? – spojrzałem na niego udając, że jestem zafascynowany jego słowami.
- To proste. Zamiast pisać te swoje streszczenia historii i puszczać je na blogu – wydął pogardliwie wargi – przynoś je do mnie. Ja tam dołożę swoją frazę, opisy, dygresje i wszystko będzie super! W większości nawet nie będę musiał dodawać słowa dialogu. Potem będziemy to puszczać po wydawnictwach, mam w nich kilku znajomych redaktorów, też koledzy przed debiutem. Zyskiem możemy się dzielić po połowie, wprawdzie ja będę miał dużo więcej pracy, ale trudno, niech będzie moja strata – wyciągnął do mnie rękę, jakbyśmy mieli dobić jakiegoś targu.
- No wiesz...
- Jeszcze się zastanawiasz?! – nie posiadał się ze zdumienia. – Przecież to świetna propozycja!
- Może z twojego punktu widzenia. Mnie nie bardzo się uśmiecha.
- I co, masz zamiar nadal je marnować? Czy ty sumienia nie masz?! Zastanów się, ilu świetnych pisarzy mógłbyś obdzielić swoimi pomysłami. Taki Helller miał jeden pomysł w życiu na książkę, a większość ma ich najwyżej kilka. Nie możesz być taki samolubny, tylko dlatego, że nie potrafisz dobrze pisać... – zauważył, że nieco się zagalopował i urwał.
- Nie potrafię? To po co ze mną w ogóle rozmawiasz?
- No bo masz świetne pomysły i konstrukcje. Ale sam widzisz, nic nie trwa wiecznie, pomysły ci się urywają i nie masz co robić ze swoimi piórem.
Nie odpowiedziałem od razu Maxowi. Wypiłem spokojnie swoje piwo do końca i sięgnąłem po portfel, żeby wyjąć pieniądze i uregulować rachunek.
- Naprawdę nie jesteś zainteresowany? – nie krył żalu.
- Posłuchaj, Max. To prawda, że ostatnio piszę mniej opowiadań. Postanowiłem dać sobie trochę od nich odpocząć, nabrać świeżości, dystansu. Poza tym miałem dużo innej pracy, bo chciałem popisać inne rzeczy...
- Tak się tylko mówi.
- Nie przerywaj mi – mój wzrok musiał go chyba zmrozić, bo potulnie zamilkł. – W trakcie tej przerwy napisałem ponad sto opowiadań, które sprzedałem do pism kobiecych i jakoś się z tego utrzymywałem...
- Ponad sto? – patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Tak. Ponad sto. Oprócz tego napisałem pięć sztuk, które porozsyłałem po różnych konkursach. Jedna dostała właśnie nagrodę w Białymstoku i będzie pokazywana wkrótce na deskach tamtejszego Dramatycznego. Poza tym wspólnie z żoną napisaliśmy scenariusz komedii romantycznej, którą zainteresował się znany producent. Oprócz tego stworzyłem po trzy odcinki dwóch nowych seriali, których realizacje negocjuję z innymi producentami. Nie mam pojęcia, czy zostaną zrealizowane, bo do tego jeszcze bardzo daleka droga. Ale proszę cię, nie wmawiaj mi, że cierpię na twórczą bezpłodność i brak pomysłów, bo to mi nie grozi. Mam w szkicach trzydzieści krótkich opowiadań i tylko czekam na ochotę i trochę wolnego czasu, żeby je napisać. Mam dziesięć szkiców do sztuk teatralnych, dziesięć innych do scenariuszy filmowych i tyleż samo do książek. – wstałem i położyłem banknot na blacie stołu. – Sam się czasem zastanawiam, czy za jakieś dwadzieścia lat nie zabraknie mi pomysłów. Ale wcześniej mi to nie grozi. Może to dlatego, że piję za mało alkoholu i nie wciągam żadnych używek?
Max nie wstał na moje pożegnanie, więc nie było sensu podawać mu ręki.
Wróciłem do domu rozbawiony spotkaniem i pomyślałem, że to fajny temat na opowiadanie. Pewnie nie będzie zbyt długie, bo nie ma sensu rozwodzić się za bardzo nad taką sprawą.
A może po prostu brak mi frazy Maxa i inaczej nie potrafię? I już na zawsze pozostanę marnotrawnym pisarzem. Któż to wie? :)