Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
39756 osoby czytały to 537265 razy. Teraz jest 1 osoba
      1 użytkowników on-line
     Tekst MIŁOSNA CHOROBA
     był czytany 1524 razy

MIŁOSNA CHOROBA

   Talent Julka podziwialiÅ›my wszyscy. Konie, które narysowaÅ‚, zdawaÅ‚y siÄ™ wyskakiwać z kartki; sÅ‚ychać byÅ‚o szum wiatru w jego drzewach; radosne portrety znajomych rozjaÅ›niaÅ‚y caÅ‚e pomieszczenia. ByÅ‚ gwiazdÄ… w swoim liceum plastycznym.
   Dlatego zdziwiliÅ›my siÄ™ bardzo, kiedy nie zdaÅ‚ na AkademiÄ™ Sztuk PiÄ™knych, podczas gdy dostaÅ‚ siÄ™ tam jego kolega, którego psy przypominaÅ‚y raczej sÅ‚onie. Ale podobno w nim profesorowie dostrzegli materiaÅ‚ na artystÄ™, podczas gdy Julek już artystÄ… byÅ‚. A kogoÅ› takiego w żadnej wyższej szkole artystycznej nie potrzebujÄ….
   Julek nie przejÄ…Å‚ siÄ™ niepowodzeniem i konsekwentnie dążyÅ‚ do tego, żeby zostać malarzem. Oprócz zwykÅ‚ych studiów na socjologii, braÅ‚ prywatne lekcje rysunku i caÅ‚y czas doskonaliÅ‚ technikÄ™. Czasem też dorabiaÅ‚ sobie, rysujÄ…c portrety różnych ludzi. Ale gdy przez kolejne dwa lata ponownie nie dostaÅ‚ siÄ™ na swojÄ… wymarzonÄ… uczelniÄ™, jakby ktoÅ› podciÄ…Å‚ mu skrzydÅ‚a. Wielu z nas podejrzewaÅ‚o, że sobie dalsze próby odpuÅ›ci. I być może tak by siÄ™ staÅ‚o, gdyby nie Magda...
   Jeszcze w liceum wiele osób podejrzewaÅ‚o, że Julka nie interesujÄ… dziewczyny. Dużo pewniej czuÅ‚ siÄ™ w towarzystwie mÄ™skim i choć nie „podrywał” kolegów, wiÄ™kszość znajomych uważaÅ‚a, że jest gejem. W jego artystycznym Å›rodowisku nikomu to zresztÄ… nie przeszkadzaÅ‚o, choć czasem objawiaÅ‚o siÄ™ jakimiÅ› żartami, wypowiadanymi za jego plecami.
   Aż tu nagle, gdy Julek byÅ‚ na drugim roku socjologii, na jednej z imprez pojawiÅ‚a siÄ™ Magda. PrzyprowadziÅ‚ jÄ… jej byÅ‚y chÅ‚opak, Artur, którego wszyscy poznaliÅ›my na ostatnich wakacjach. Na pytanie, co robi, odpowiedziaÅ‚a: „ciÄ…gle szukam samej siebie”. To nas nieco rozbawiÅ‚o, ale jako ludzie dobrze wychowani, nie rozeÅ›mieliÅ›my siÄ™. Ponieważ zauważyÅ‚a, że jej egzaltacja nie robi na nas specjalnego wrażenia, postanowiÅ‚a wtopić siÄ™ w tÅ‚um bawiÄ…cych siÄ™ osób. Tak by pewnie już zostaÅ‚o i nikt nie zwróciÅ‚by na niÄ… szczególnej uwagi, ale wtedy pojawiÅ‚ siÄ™ Julek.
   I staÅ‚a siÄ™ rzecz niesÅ‚ychana. W Julka jakby strzeliÅ‚ piorun. CaÅ‚y zesztywniaÅ‚, podszedÅ‚ w kierunku Magdy wyprostowany jak struna i wypaliÅ‚ do niej gÅ‚osem, który z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… nie należaÅ‚ do niego:
   - Julek jestem.
   Wszystkie rozmowy wokoÅ‚o ucichÅ‚y. Nawet Å›lepy by zauważyÅ‚, że nasz kolega-malarz, w jednej sekundzie zakochaÅ‚ siÄ™. ZdziwiÅ‚o to tak bardzo zebranych, że wszystkie spojrzenia skierowaÅ‚y siÄ™ w jednÄ… stronÄ™. Magdzie to oczywiÅ›cie pochlebiaÅ‚o, ale Julka nieco stropiÅ‚o. StaÅ‚ przed niÄ…, nie bardzo wiedzÄ…c, co ma zrobić. Dlatego to ona przejęła kontrolÄ™ nad sytuacjÄ…, co zresztÄ… wkrótce staÅ‚o siÄ™ reguÅ‚Ä…. PodaÅ‚a mu dÅ‚oÅ„, ale nie w zwykÅ‚y sposób, do uÅ›ciÅ›niÄ™cia, ale wyraźnie do pocaÅ‚owania. A Julek, pierwszy raz w życiu, zrobiÅ‚ to.
   W tym miejscu można by zakoÅ„czyć tÄ™ opowieść, puentujÄ…c po bajkowemu, że „żyli dÅ‚ugo i szczęśliwie”. Wszyscy im tego życzyliÅ›my, szczególnie Julkowi. Ale to byÅ‚oby zbyt proste. Bo od tego dnia zaczęło siÄ™ coÅ›, co nazwaliÅ›my „tresurÄ… Julka”.
   To, że przez kilka miesiÄ™cy Magda siÄ™ z nim droczyÅ‚a, mogliÅ›my zrozumieć. Ot, kobieca kokieteria. Nie ona pierwsza i nie ostatnia okazywaÅ‚a jÄ… w ten sposób. Choć metody, które stosowaÅ‚a, do eleganckich nie należaÅ‚y. Standardowym numerem byÅ‚o nie przychodzenie na spotkania. Era komórkowa byÅ‚a jeszcze wtedy w powijakach, dlatego zwykle tÅ‚umaczyÅ‚a siÄ™ brakiem zasiÄ™gu swojego telefonu, który nie pozwalaÅ‚ poinformować Julka o zmianie jej planów. A on musiaÅ‚ pÅ‚acić kolejny rachunek za samotnie wypitÄ… herbatÄ™ i ciastko, drzeć bilety do kina (dopiero pół godziny po rozpoczÄ™ciu seansu traciÅ‚ ostatecznie nadziejÄ™, że jego miÅ‚ość przybÄ™dzie na spotkanie, a wtedy byÅ‚o już oczywiÅ›cie za późno na zwrot). ZaÅ› kiedyÅ› zrobiÅ‚a mu dzikÄ… awanturÄ™, bo rozchorowaÅ‚ siÄ™ w terminie, w którym mieli pójść do teatru. Ona wprawdzie miaÅ‚a tradycyjnie zamiar nie przyjść (o czym wiedzieliÅ›my od Artura, który z racji niegdysiejszego z niÄ… zwiÄ…zku, byÅ‚ z niÄ… najbliżej z nas), ale to nie przeszkadzaÅ‚o jej obarczyć Julka wyÅ‚Ä…cznÄ… winÄ… za zmarnowany weekend.
   My, jako bardziej doÅ›wiadczeni w materii kobiecych uczuć, oczywiÅ›cie staraliÅ›my siÄ™ wytÅ‚umaczyć naszemu koledze pewnÄ… niewÅ‚aÅ›ciwość jego zachowania. Ale, tak jak siÄ™ spodziewaliÅ›my, nasze zabiegi nie przyniosÅ‚y żadnego rezultatu, bo jego miÅ‚ość byÅ‚a wyjÄ…tkowo Å›lepa i gÅ‚ucha.
   - JesteÅ›cie zwyczajnie do niej uprzedzeni – mówiÅ‚ wtedy zwykle.
   - Po prostu mi jej zazdroÅ›cicie – dodawaÅ‚ kiedy indziej.
   ZwÅ‚aszcza z tym drugim stwierdzeniem trudno nam byÅ‚o dyskutować. Wprawdzie Magda nie byÅ‚a brzydka, ale za szczególnie Å‚adnÄ… również trudno jÄ… byÅ‚o uznać. Ale Julek, gdyby miaÅ‚ rozstrzygać spór trojaÅ„ski, jej wÅ‚aÅ›nie bez cienia zawahania przyznaÅ‚by jabÅ‚ko dla najpiÄ™kniejszej kobiety na Å›wiecie. JeÅ›li zaÅ› chodzi o zalety jej charakteru, to w Å›wietle przytoczonych przeze mnie przykÅ‚adów sami rozumiecie, że trudno je uznać za szczególnie wielkie.
   Lecz upór Julka przyniósÅ‚ wreszcie efekt. Najpierw nieoficjalnie, potem półoficjalnie, wreszcie otwarcie, zaczÄ™li być parÄ…. MyliÅ‚by siÄ™ jednak ten, kto sÄ…dziÅ‚by, że na tym skoÅ„czyÅ‚y siÄ™ mÄ™czarnie, jakim byÅ‚ poddawany nasz kolega. One nabraÅ‚y teraz tylko nowej jakoÅ›ci. Do stosowanych do tej pory nieusprawiedliwionych nieobecnoÅ›ci na spotkaniach, doszÅ‚a Å›cisÅ‚a regulacja wszystkich innych kontaktów Julka. Magda ograniczyÅ‚a na przykÅ‚ad do absolutnego minimum styczność z naszym gronem. PodejrzewaliÅ›my w zwiÄ…zku z tym, że nasz kolega, w swej bezgranicznej i szczerej naiwnoÅ›ci, musiaÅ‚ jej opowiedzieć o zastrzeżeniach, jakie mieliÅ›my wzglÄ™dem jej zachowania. No i w sumie, Magda zachowaÅ‚a siÄ™ racjonalnie.
    To ograniczenie byÅ‚o zresztÄ… jednym z najmniej bolesnych w torturach Julka. Opis innych zajÄ…Å‚by mi parÄ™ stron, wiÄ™c spuszczÄ™ na nie zasÅ‚onÄ™ milczenia. Dodam tylko, że bardzo mu współczuliÅ›my, ale nie podejmowaliÅ›my już żadnych dziaÅ‚aÅ„, aby uÅ›wiadomić mu „tragedię” jego poÅ‚ożenia. JeÅ›li bowiem nie widziaÅ‚ jej wtedy, gdy dążyÅ‚ do swojego „szczęścia”, to wiedzieliÅ›my, że nie zauważy jej, gdy już to „szczęście” osiÄ…gnÄ…Å‚.
   JedynÄ… rzeczÄ…, do jakiej Magda nie utrudniaÅ‚a mu dostÄ™pu, byÅ‚o rysowanie i malowanie. Podobno ciężko zniosÅ‚a to, że po raz trzeci nie dostaÅ‚ siÄ™ na AkademiÄ™ i fakt ten wpÅ‚ynÄ…Å‚ na opóźnienie oficjalnego ogÅ‚oszenia ich zwiÄ…zku. Wielu twierdziÅ‚o, że tylko dla niej po raz czwarty odważyÅ‚ siÄ™ zaryzykować. I to kolejne niepowodzenie miaÅ‚o zadecydować o ich rozstaniu. Choć Julek nazywaÅ‚ to krótkÄ… przerwÄ…. PrzestaÅ‚ o tym mówić w ten sposób, kiedy coraz częściej zaczÄ™to widywać MagdÄ™ razem z Arturem.
   Wtedy zadzwoniÅ‚ do mnie.
   - Cześć, pamiÄ™tasz, obiecaÅ‚em ci kiedyÅ› ilustracje do twoich wierszy, może byÅ› do mnie wpadÅ‚, to bym ci już niektóre pokazaÅ‚? – wyrzuciÅ‚ z siebie niczym karabin maszynowy. TrochÄ™ mnie to zaskoczyÅ‚o, bo o ilustracjach rozmawialiÅ›my jeszcze zanim poznaÅ‚ MagdÄ™. Potem kilka razy mu o tym przypominaÅ‚em, ale z czasem daÅ‚em sobie spokój.
   - Tak, pamiÄ™tam, ale...
   - To co, nie chcesz ich?
   OczywiÅ›cie, że chciaÅ‚em, ale czuÅ‚em, że Julek chce przede wszystkim pogadać. DomyÅ›laÅ‚em siÄ™ o czym, choć trochÄ™ mnie zdziwiÅ‚o, że akurat ze mnÄ…, bo wczeÅ›niej nie należaÅ‚em do jego najbliższych znajomych. Potem siÄ™ już przyzwyczaiÅ‚em, że różni, niekiedy wrÄ™cz obcy ludzie, chcÄ… ze mnÄ… pogadać, kiedy majÄ… jakieÅ› kÅ‚opoty sercowe. DziaÅ‚aÅ‚a magia mojej renomy, jako poety lirycznego, który na wskroÅ› zna wszystkie tajniki duszy kobiecej. PrzyznajÄ™, że mnie to nieco bawiÅ‚o, bo nie widziaÅ‚em w tym poÅ‚Ä…czeniu zwiÄ…zku przyczynowo-skutkowego. Ale ponieważ bardzo lubiÄ™ sÅ‚uchać różnych opowieÅ›ci, ukuÅ‚em sobie nawet powiedzenie, którym zwykle rozpoczynaÅ‚em takie rozmowy: „Mów. Jestem poetÄ… i nic, co kobiece, nie jest mi obce.”
   Kiedy wszedÅ‚em do pokoju Julka, pomyÅ›laÅ‚em, że jest nawet gorzej, niż nam siÄ™ wydawaÅ‚o. MiaÅ‚em wrażenie, iż odwiedziÅ‚em maniakalnego mordercÄ™, który zaraz podzieli siÄ™ ze mnÄ… planem swojej zbrodni. Wszystkie Å›ciany pomieszczenia byÅ‚y wyklejone rysunkami Magdy, w różnych pozach. Na podstawie tych rysunków, gdyby byÅ‚y zgodne z rzeczywistoÅ›ciÄ…, bez problemu zostaÅ‚aby topmodelkÄ…. Jej talia wyraźnie wyszczuplaÅ‚a, biust siÄ™ powiÄ™kszyÅ‚, a nosek staÅ‚ siÄ™ zgrabny. MówiÄ…c wprost, byÅ‚ to wyidealizowany, wirtualny obraz Julkowej miÅ‚oÅ›ci, który niewiele miaÅ‚ wspólnego z „realem”. Jedyne, co byÅ‚o w tej chwili prawdziwe, to uczucia, które ostatnio zeszpeciÅ‚y rysunki. Wszystkie byÅ‚y bowiem poprzekreÅ›lane, grubym czerwonym flamastrem, a na jednym byÅ‚a nawet dorysowana tarcza strzelnicza, z dziesiÄ…tkÄ… w okolicy serca.
   - WidzÄ™, że nie jest dobrze – postanowiÅ‚em oszczÄ™dzić mu krÄ™cenia i rozmowy wstÄ™pnej, o ilustracjach dla mnie, które byÅ‚y pretekstem Å›ciÄ…gniÄ™cia mnie tutaj.
   - Nie jest.
   - I pewnie nie rozumiesz dlaczego tak siÄ™ staÅ‚o?
   - Nie bardzo. Przecież, jÄ… tak mocno kochaÅ‚em...
   UsiadÅ‚em na fotelu i omiotÅ‚em jeszcze raz spojrzeniem caÅ‚e pomieszczenie. ZauważyÅ‚em dopiero teraz, że na wszystkich rysunkach Magda siÄ™ uÅ›miecha, co czyniÅ‚o jÄ… jeszcze bardziej niepodobnÄ… do siebie. W naszym towarzystwie jej twarz byÅ‚a niemal caÅ‚y czas zaciÄ™ta i buÅ„czuczna.
   - A ona ciebie?
   - Co ona mnie?
   - Czy ona też tak mocno ciÄ™ kochaÅ‚a?
   - No tak, wy znowu swoje. Nigdy jej nie lubiliÅ›cie, bo ona ma po prostu silnÄ…, niezależnÄ… osobowość. Nie znosiliÅ›cie jej feministycznych poglÄ…dów...
   - Julek, zadaÅ‚em ci tylko proste pytanie.
   - OczywiÅ›cie, że mnie kochaÅ‚a.
   - PowiedziaÅ‚a ci to?
   - Tak
   ZawahaÅ‚ siÄ™ chwilÄ™ przed odpowiedziÄ…. Takie chwile zawahania sÄ… znaczÄ…ce. WÅ›ród doÅ›wiadczonych kÅ‚amców potrafi je wykryć tylko wariograf. Ale Julek byÅ‚ z natury prawdomówny.
   - Nie powiedziaÅ‚a ci tego.
   - Ale wiem, że to czuÅ‚a.
   - JeÅ›li tak byÅ‚o naprawdÄ™, to nie masz czym siÄ™ martwić.
   - Dlaczego?
   - Bo każda miÅ‚ość gdzieÅ›, kiedyÅ›, na pewno ma swój poczÄ…tek. Ale jeÅ›li istnieje naprawdÄ™, to nigdy siÄ™ nie koÅ„czy i nie wygasa.
   - To myÅ›lisz, że ona do mnie wróci?
   - Tego nie wiem. Do tego, żeby być ze sobÄ…, nie wystarcza sama miÅ‚ość.
   MilczeliÅ›my kilka dobrych minut. Ja caÅ‚y czas rozglÄ…daÅ‚em siÄ™ po pokoju. Za to Julek niebezpiecznie mocno wpatrywaÅ‚ siÄ™ w portret Magdy z dorysowanÄ… tarczÄ… strzelniczÄ….
   - KiedyÅ› czytaÅ‚em, że miÅ‚ość jest jak choroba. Przyspieszone tÄ™tno, brak apetytu, rozkojarzenie...
   - Tak jest – potwierdziÅ‚em. – Sam przecież to czujesz.
   - To prawda. Ale nigdy nie myÅ›laÅ‚em, że może być to aż tak ciężka choroba.
   - Bo wcale taka ciężka nie jest. To ty jÄ… tak przeżywasz.
   - Ja? Dlaczego wÅ‚aÅ›nie ja?
   - Nie tylko ty. Ale wielu tobie podobnych, którzy pierwszy raz na niÄ… zapadli, gdy już byli doroÅ›li. Bo miÅ‚ość jest jak odra, różyczka czy Å›winka. Jak zapadasz na niÄ… w przedszkolu czy podstawówce, to jest niegroźna. Bardzo Å‚atwo jÄ… zwalczyć, przechodzisz jÄ… i potem o niej zapominasz. Groźna staje siÄ™, gdy pierwszy raz chorujesz stosunkowo późno. Wtedy twój dorosÅ‚y organizm nie umie sobie z niÄ… tak Å‚atwo poradzić – podniosÅ‚em siÄ™ z fotela i stanÄ…Å‚em pomiÄ™dzy Julkiem, a MagdÄ… w wersji tarczy strzelniczej. – Ale nie martw siÄ™. W tej dziedzinie „medycyna” też poczyniÅ‚a postÄ™py i dziÅ› siÄ™ na tÄ… „miÅ‚osnÄ… chorobę” raczej nie umiera.
   
   
   

Komentarze czytelników