Tekst STARY CZÅOWIEK MÓWI
był czytany 1259 razy
STARY CZÅOWIEK MÓWI
Dla mnie cechą najbardziej charakterystyczną dla starszych osób jest ich niesamowita chęć rozmawiania. Nieraz w autobusie, w parku, na ulicy, ni stąd, ni zowąd byłem zagadywany przez jakiegoś sympatycznego staruszka, który chciał pogadać. Tematy tych rozmów były różne, najczęściej dotyczyły, oczywiście, zamierzchłej przeszłości. Popędzony wirem życia, nie zawsze wsłuchiwałem się w nie uważnie. Aż do czasu, gdy...
Pan Kazimierz byÅ‚ nocnym stróżem w „biurowcuâ€, gdzie znajdowaÅ‚a siÄ™ agencja, w której pracowaÅ‚em. Dawniej to miejsce sÅ‚użyÅ‚o za siedzibÄ™ administracji jakiegoÅ› niewielkiego, przemysÅ‚owego zakÅ‚adu. Dlatego zapach olejów i smarów niemal wsiÄ…kÅ‚ w Å›ciany i nawet kolejne remonty i „odmalowywania†nie mogÅ‚y tego zmienić.
Wtedy dość często wychodziłem z pracy po ósmej wieczorem (a czasem i w środku nocy). Dlatego widywałem pana Kazimierza regularnie i często mówiłem mu dobranoc. Choć przecież on zwykle dopiero zaczynał dzień swojej pracy. Wiedziałem, że formalnie jest zatrudniony w agencji ochrony, ale pilnował tego miejsca jeszcze za czasów, kiedy nikomu nie śniło się, że kiedyś takie agencje powstaną.
Pan Kazimierz często siedział z długopisem w ręku nad dużym, niebieskim zeszytem w twardych okładkach. Zwykle tylko na moment odrywał się od niego, żeby odpowiedzieć na „dobranoc†i nacisnąć „brzęczek†otwierający drzwi. Ale któregoś razu nie zrobił tego, tylko zagadnął mnie:
- Pana kolega powiedział mi, że pan czasem coś piszesz.
- Taki mam zawód.
- Ale mnie nie chodzi o te reklamowe bzdury. Pan podobnież piszesz czasem coś innego.
- Zdarza mi się. Chociaż teraz robię to rzadko, bo późno wychodzę z pracy...
- A to szkoda.
- A czemu pan pyta?
- Bo ja też coś piszę. Tylko słabo potrafię i chciałem, żeby mi ktoś pomógł zebrać te moje myśli. A ja, wie pan, miałem bardzo ciekawe życie.
To rozmowa miała miejsce akurat koło północy. Byłem naprawdę wypompowany po całym dniu pracy, ponadto czekała na mnie już taksówka. Nie miałem siły mu odmawiać, ale z drugiej strony, nie miałem siły go wysłuchiwać. Dlatego poprosiłem tylko.
- To niech pan mi da jakąś stronę, najlepiej coś takiego, od czego pan chce zacząć. Wyjeżdżam pojutrze na urlop, zerknę na to i zobaczę, czy coś będę umiał pomóc.
Wydarł pierwszą kartkę ze swojego zeszytu. Złożył ją starannie na czworo i bardzo zadowolony podał mi ją. Pożegnałem się szybko, bo kierowca taksówki wyszedł już zniecierpliwiony ze swojego wozu.
Do zapisków pana Kazimierza zajrzałem dopiero, gdy wracałem z urlopu. Ich treść była naprawdę ciekawa, choć dość chaotyczna. Kiedy ją po swojemu przerobiłem, początek brzmiał tak:
„Jak siÄ™ jest mÅ‚odym, to siÄ™ patrzy w przyszÅ‚ość i widzi siÄ™ wszystko oczyma wyobraźni. Inaczej zresztÄ… siÄ™ nie da. A na starość widzi siÄ™ już tylko przeszÅ‚ość. Å»eby jÄ… zobaczyć, nie potrzeba żadnej wyobraźni. SztukÄ… jest opowiedzenie o niej. Fakty ulatujÄ… z pamiÄ™ci, zamieniajÄ…c siÄ™ w mgliste wspomnienia. Zdarzenia gubiÄ… swój sens i sÄ… coraz bardziej niezrozumiaÅ‚e dla współczesnych. Nie mówiÄ…c już o tym, że siÄ™ tÄ™ przeszÅ‚ość idealizuje. Choćby nawet wypadaÅ‚a w samym Å›rodku hitlerowskiej nocy, widzimy jÄ… w jasnych, ciepÅ‚ych barwach...â€
Zaraz po powrocie wpadłem w wir pracy i już pierwszego dnia musiałem zostać dłużej w agencji. Wychodząc koło północy zauważyłem, że na portierni jest ktoś inny niż pan Kazimierz. Do tej pory zdarzało się to rzadko i zawsze oznaczało jego chorobę. Tym razem świadczyło to o czymś znacznie gorszym.
UmarÅ‚ kilka dni wczeÅ›niej, w swojej kanciapie. MiaÅ‚ zawaÅ‚ serca. CiaÅ‚o znaleziono dopiero rano. TrochÄ™ rzeczy zabraÅ‚ syn, ale papierów nie ruszaÅ‚. KazaÅ‚ je spalić (biurowiec miaÅ‚ maÅ‚Ä… kotÅ‚owniÄ™). W ten sposób życie pana Kazimierza, zapisane w niebieskim zeszycie, zniknęło bezpowrotnie. A być może byÅ‚o w nim wiele spraw, które przydaÅ‚yby siÄ™ „potomnymâ€.
Ta śmierć uświadomiła mi, ile możemy stracić w jednej chwili. Od tego czasu zacząłem uważniej słuchać starszych ludzi. Nie przeszkadza mi to, że zdarza im się kilka razy powtarzać tę samą historię. Lubię ich powolną narrację, charakterystyczną dla czasów, kiedy życie nie gnało w szalonym tempie. Nie popędzał go wtedy dźwięk komórek i gongów, ogłaszających nadejście elektronicznej poczty.
Dzięki tym opowiadaniom lepiej rozumiem ich punkt widzenia. Nie śmieję się z nich tylko dlatego, że noszą moherowe berety. Choć ja sam lokuję swe przekonania polityczne w innym miejscu, to nie odmawiam im prawa do głoszenia przeciwnych poglądów. Z powodu innych od moich przekonań, nie nazywam ich gorszymi, czy zacofanymi.
Dlatego uważam, parafrazując zmarłego niedawno poetę, że powinniśmy spieszyć się słuchać ludzi. Abyśmy w nieuchronnej przyszłości mogli zachować cząstkę doświadczenia przeszłości, które przyda się w najbardziej nowoczesnych czasach.